Polecamy: wspomnienia z książki „Nie umieraj do jutra”

Pod koniec kwietnia ukazało się nowe, poprawione i uzupełnione wydanie wyjątkowego zbioru dziesięciu opowiadań „Nie umieraj do jutra”. Wśród sportretowanych warszawskich Robinsonów, którzy przeżyli w ruinach Warszawy po kapitulacji powstania w październiku 1944 roku, znajduje się sylwetka powstańca z Ursusa: Jana Pęczkowskiego ps. „Kamiński”.

Wielu powstańców pozostało w ruinach Warszawy po 25 października 1944 roku, prawdopodobnie w liczbie około tysiąca. Ukrywająca się część powstańców nie wierzyła niemieckim zapewnieniom o traktowaniu jeńców zgodnie z konwencją genewską. Ukrywali się również nieliczni przedstawiciele pochodzenia żydowskiego, jak np. pianista Władysław Szpilman. Pozostali także chorzy i starcy, bez sił, aby wyruszyć na tułaczkę. Kryjówkami stawały się przeważnie dobrze zamaskowane podziemia, zaopatrzone w zapasy żywności i niezbędny sprzęt, jak również najbardziej zrujnowane budynki, którym już nie groziło wysadzenie czy podpalenie przez niemieckie oddziały. Wodę czerpano ze studni artezyjskich lub basenów przeciwpożarowych.

Jan Pęczkowski „bliżej nieba”

Wśród Robinsonów znalazł się żyjący szczęśliwie do dziś Wacław Gluth-Nowowiejski, autor „Nie umieraj do jutra” (Wydawnictwo Marginesy, premiera 24 kwietnia 2019), wtedy osiemnastoletni powstaniec z Żoliborza, żołnierz Armii Krajowej. Ciężko ranny w połowie września 1944 roku, przetrwał na Marymoncie, w suterenie przy ulicy Warszawskiej 6, ponad sześć tygodni… udając martwego! W jego zbiorze przeczytamy o ludziach, którzy, podobnie jak on, przeżyli te dni w ekstremalnych warunkach. W opowiadaniu „Bliżej nieba” poznajemy losy Jana Pęczkowskiego*, syna Tadeusza z Ursusa. Jemu i dwójce towarzyszy los kazał spędzić trzy miesiące na wieży kościoła św. Antoniego przy Senatorskiej. Pod nimi rozciągał się teren koncentracji oddziałów niemieckich, przygotowujących ataki na pozycje powstańcze (…). Pęczkowski, żołnierz batalionu „Miotła”, wraz ze zgrupowaniem „Radosław” przeszedł krwawy szlak na Woli. Brał udział również w największej bitwie Powstania Warszawskiego, czyli obronie Starego Miasta – zakończyła się klęską dla powstańców. Czytamy o jego udziale w ataku na pl. Bankowy. Ucieka stamtąd cudem, w stroju niemieckiego żołnierza, potem zaczyna się jego tułaczka po kryjówkach. Śmiertelnie głodny po tym, jak dawno zjadł swoje zapasy – kilka kostek cukru i dwie główki czosnku – czołgając się na gruzach kościoła św. Antoniego, spotyka kilku Polaków – od tamtego momentu, nowych towarzyszy. – Tu ma być nasz dom? – dziwi się Pęczkowski. – Przynajmniej blisko nieba! – śmieje się kompan.

Więcej w dwutygodniku Mocne Strony