Strajk i pacyfikacja fabryki we wspomnieniach uczestników [relacja]

Według danych MSW w grudniu 1981 roku strajki i protesty zorganizowano w 199 zakładach pracy w kraju. W tym także w Zakładach w Ursusie. Świadkowie i uczestnicy tamtych wydarzeń, dzięki inicjatywie Fundacji Dla Ursusa, opowiadali o swoich doświadczeniach na otwartym spotkaniu w Izbie Tożsamości Ursusa, w przeddzień 37. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.

 

Witold Kaszuba – Członek Zarządu Fabrycznego „Solidarność” w ZM Ursus, przewodniczący Komisji Kultury i Oświaty, a 14 XII 1981 uczestnik strajku w ZM Ursus. Aresztowany, wielokrotnie przesłuchiwany, przetrzymywany w Areszcie Śledczym Warszawa-Mokotów. W styczniu 1982 roku wyrokiem Sądu Rejonowego w Warszawie skazany na 3 lata więzienia. Alicja Szot – w „Solidarności” od 1980 roku. Poza tym członkini Komisji Kultury, Sportu i Turystyki przy Zarządzie Fabrycznym NSZZ „S” ZM Ursus. Po strajku 14 XII 1981 w ZM Ursus aresztowana i przetrzymywana w KS MO w Warszawie i w ZK Warszawa-Olszynka Grochowska. Bogdan Bujak, który 13 XII 1981 współuczestniczył w druku ulotek wzywających do strajku generalnego, a w latach 1981–1985 przewodniczył Tajnej Komisji Zakładowej w ZM Ursus i koordynował podziemne struktury. Zbierał też składki na działalność związkową i pomoc represjonowanym. Obok niego na spotkaniu usiadła żona – Wacława Bujak, jedna z nielicznych kobiet na strajku w „Ursusie”. Przybyli również m.in. Stanisław Piecyk – działacz „Solidarności” w ZM „Ursus” – oraz Janusz Mierkowski – przewodniczący komisji organizacyjnej „Solidarności”. Jak zapamiętali strajk i pacyfikację Fabryki?

Przynajmniej z miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego była szeptanka. Do regionu Mazowsze przychodziły informacje, że coś będzie się działo. (…) Na terenie zakładu byliśmy już 13 grudnia, dlatego w poniedziałek rano byliśmy zorientowani, kto z nas jest, a kto został zatrzymany. Mnóstwo ludzi było bardzo przestraszonych – opowiadali. – Zastanawialiśmy się, co robić. Ja uważałem, że nie należy robić strajku. Nie należy z gołymi pięściami iść na oddziały ZOMO – zabrał głos Stanisław Piecyk. – Strajki były już nie tylko na Narzędziowni. Nie działały telefony i radiowęzeł zakładowy. Nie było łączności. Biegaliśmy pomiędzy zakładami – wtrąciła Alicja Szot.

Zgodnie ze statutem w razie użycia siły komitety zakładowe miały się przekształcać w komitety strajkowe. Mieliśmy kłopot, bo zostaliśmy bez Zbyszka Janasa [przewodniczący zakładowej „Solidarności” był na Komisji Krajowej w Gdańsku], bez Wojciecha Gilewskiego [wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności”; już wówczas internowany]. Trzecim w hierarchii był właśnie Jerzy Kaniewski i to on stanął na czele strajku [przewodniczący komisji prawnej]. W szatni narzędziowni odbyło się głosowanie zarządu, czy strajkować, czy nie. Właściwie, już od rana nie pracowano. Po podjęciu decyzji o przystąpieniu do strajku zakładano opaski, wywieszano flagi. Komitet strajkowy przeniósł się na zakład silnika. Informowano kierowników poszczególnych zakładów, że „Solidarność” przejmuje odpowiedzialność za fabrykę. I w ten sposób pierwsza zmiana przystąpiła do strajku – kontynuował Witold Kaszuba.

Problemy z koordynacją strajku
Im dłużej strajk trwał i im mniej było informacji, tym bardziej ludzie się zniechęcali. Nie było dobrej organizacji, co było błędem. Pamiętam dwóch działaczy, którzy przyszli na Odlewnię i zagrzewali do strajku. Mówili: „Jeśli teraz nie staniemy razem, to kiedy?”. Ci z drugiej zmiany sceptycznie podchodzili do strajku, bo byli zdezorientowani. Między 15:00 a 16:00 z 2000 pracowników Odlewni pozostało może około 600 – dopowiedział Bogdan Bujak. Jego relacja pokrywała się z narracją Witolda Kaszuby, który również pamiętał, jak część pracowników nawet zaczęła brać urlop i wychodzić z Zakładów. Według niego II zmiana także nie w całości przystąpiła do strajkujących. – Mieliśmy kłopot z koordynacją strajku ze względu na olbrzymi teren fabryczny i brak łączności. W dodatku, zaczęło się ściemniać – dodał. W międzyczasie, zdając sobie sprawę ze słabej koordynacji strajku, II zmiana strajkujących miała gromadzić się w jednym miejscu. Na przykład, na wydziale bloku pędnego zebrało się ok. 400 osób, w tym Alicja Szot, Wacława Bujak, Janina Górecka i Wanda Popiołek – matka Emila Broniarka.

(…)

Czynny czy bierny opór?
Zdawaliśmy sobie sprawę, że po Zakładzie chodziły patrole ZOMO, straż przemysłowa i ORMO. W czasie narad poruszaliśmy kwestię, jak się bronić. Jednym z pomysłów było wytaczanie beczek z benzyną. Innym napełnienie palet piachem i zbudowanie z nich barykady przed wszystkimi bramami wejściowymi. Mieliśmy wózki widłowe i melexy – wspominał jeden z uczestników. – Tak naprawdę wszystkie hale na poziomie parteru były oszklone. Żadna z nich nie spełniała warunków do obrony – zauważył Janusz Mierkowski. Stanisław Piecyk przypomniał sobie jeden z najbardziej strzeżonych przez oddziały ORMO pokoi w budynku dyrekcyjnym. – Na pierwszym piętrze znajdowała się lista pracowników Fabryki powiązanych ze służbami. 1416 osób – zdradził mi później jeden z ormowców. Około 18:00 strajkujący usłyszeli komunikaty, aby opuścić fabrykę.

Obszerny fragment tekstu naszego autorstwa pochodzi z najnowszego numeru dwutygodnika Mocne Strony [MS 22/2018, 20 grudnia 2018] i można go pobrać stąd